środa, 7 listopada 2007

Jak mustangi...

Piękny lipcowy dzień. Las, w lesie cisza. Słychać ćwierkanie ptaszków, gdzieniegdzie przebiegnie zajączek, sarenka, w tle słychać leniwe stukanie dzięcioła.

Wtem z głębi lasu wyłania się potężna chmura kurzu. Widać że jakiś tabun przebiega rozpędzony przez las. Zające uciekają do swych nor. Zwierzęta w popłochu czmychają na boki. Tabun biegnie z wielką prędkością przetaczając się przez las, nic nie widać, pył i kurz wszystko zasłania.

Aż wreszcie tabun dobiega do leśnej polanki. Zatrzymuje się tam. Kurz powoli opada. I nagle okazuje się że cała polanka jest wysłana... jeżami. Cała polanka grafitowa. Wszystkie sapią i ciężko oddychają, są zmęczone.

Jeden z jeży, który prowadził tabun lekko się uśmiecha, ale cały czas próbuje złapać oddech. Oddycha, oddycha, myśli, i wreszcie w zachwycie woła:
- No kurwa... jak mustangi!

Brak komentarzy: